Nie ma takiej rzeczy, która stanęłaby Dynamikowi na drodze do mistrzostwa. Wielokrotni zwycięzcy Futbol-Areny w ostatni weekend znaleźli się w arcytrudnej sytuacji, a i tak wyszli z niej obronną ręką i teraz znów mają spory komfort, ale też ani chwili na oddech, ponieważ w najbliższej kolejce zagrają z Jakubskim. Ten zespół z kolei wygrał prestiżowy klasyk z Galacticos Lizard King, pogarszając tym samym notowania byłego mistrza ligi, na którego w niedzielę czają się już Nankatsu.
Artur Jankiewicz (Dynamik Herring Toruń): Mecz z Huraganem był niezwykle trudny. Drużyna beniaminka chciała zdecydowanie pokazać, że należy już do elity i solidnie się do tego meczu przygotowała. O naszym zwycięstwie zdecydowało doświadczenie oraz forma Joachima Trenka, który wyjątkowo dobrze spisał się w tym meczu.
I rzeczywiście nie był to łatwy dzień dla Dynamika. Już przed spotkaniem docierały do nas sygnały, że wcale nie jest oczywiste, iż obrońcom tytułu uda się zebrać na czas sześciu zawodników. Ostatecznie to się udało, ale między słupkami nie zobaczyliśmy ani Mateusza Skibińskiego, ani Arkadiusz Stępnia. Pod ich nieobecność rękawice założył Grzegorz Pakulski i akurat on ze swojego zadania wywiązał się świetnie – przy straconych golach nie można go winić, a wykonał kilka interwencji, przy których wcale nie musiał być skuteczny. Z pewnością był to jeden z kluczowych czynników, które wpłynęły na końcowe zwycięstwo.
Drugim ważnym aspektem było mądre rozegranie tego spotkania. Dynamik zagrał ostatecznie mocną, ale gołą szóstką, w której liderami mieli być Marcin Mrówczyński i Tomasz Zieliński (choć spotkanie pokazało co innego). Wobec mocnej i szerokiej kadry Huraganu, w której z kluczowych zawodników brakowało tylko Rafała Więckowskiego, można było oczekiwać, że beniaminek postawi się bardziej utytułowanemu rywalowi i kto wie, może nawet na dobre przejmie od niego pozycję lidera?
Dynamik zagrał jednak bardzo mądrze. Spowalniał grę tak, jak tylko się dało, żeby zachować siły jak najdłużej. Jednocześnie pojedynczymi akcjami szukał dziur w defensywie Huraganu, który pod względem szczelności obrony wypadł tego dnia bardzo blado. W pierwszej połowie dał sobie wbić pięć goli i jak się później okazało, to właśnie to przerwy zostało ustalone ostateczne rozstrzygnięcie – 5:3. Jeśli ktoś nastawiał się na wielkie widowisko, na pewno się zawiódł. Mistrzowie Polski tego dnia wyznawali zasadę, według której cel uświęca środki, ale w takich okolicznościach poradzili sobie znakomicie. Główne role tym razem odegrali jednak nie „Mrówa” czy „Zielin”, a ci, na których liczono w dalszej kolejności – Łukasz Błaszkiewicz, Joachim Trenk oraz Artur Jankiewicz, dla którego był to pierwszy hattrick i pierwsze MVP w barwach Dynamika. Tym samym „Janki” pokazał, że warto było zrealizować ten transfer, choć w swoich pierwszych występach na pewno nie przekonał on sceptyków względem takiej decyzji podjętej mistrzów Futbol-Areny.
Artur Jankiewicz (Dynamik Herring Toruń): Decyzja o transferze była prosta. Przed rozpoczęciem ligowych zmagań otrzymałem kilka zapytań o transfer, jednak za każdym razem odmawiałem, ponieważ w Atletico mam dożywotni kontrakt. Ale Dynamicznym się nie odmawia. Poprosili mnie o transfer w momencie, kiedy uznali, że jestem potrzebny, co znaczy, że jeszcze się do czegoś nadaję. To właśnie chcę udowodnić na boisku – że jestem w odpowiednim miejscu, w odpowiedniej drużynie.
Kolejna szansa na udowodnienie swojej wartości przypadnie „Jankiemu” w najbliższą niedzielę, ponieważ przed Dynamikiem kolejne ważne spotkanie – tym razem będą to bowiem derby Torunia z Jakubskim i jednocześnie ostatnia szansa, żeby w tym sezonie walka o mistrzostwo nabrała jeszcze rumieńców. Jeśli „Dynamiczni” poradzą sobie i zgarną trzy punkty, to nie będzie już po prostu komu ich dogonić. Zespół Radosława Goca na to spotkanie ma jednak nieco inny plan i to cieszy, ponieważ możemy być spokojni, że Jakubskie jest jedną z niewielu drużyn, która nie powinna przestraszyć się widma rywalizacji z najbardziej utytułowanym zespołem w Polsce.
Marcin Górski (Jakubskie Toruń): Wydaje mi się, że większość spotkań, które rozgrywamy z Dynamikiem są dość wyrównane. Kluczem w tym meczu będzie organizacja gry w obronie i skuteczność. Dynamik na pewno nie pozwoli nam na stworzenie tak wielu sytuacji, jak miało to miejsce w spotkaniu z Galacticos. Niestety, w obecnej rundzie pozwoliliśmy sobie na niepotrzebną stratę punktów. Oczywiście będziemy walczyć w bezpośrednim spotkaniu o trzy punkty, szansa na odebranie mistrzostwa istnieje, a dopóki piłka w grze, to wiele może się wydarzyć. Sądzę, że ekipa Extra Paintball też będzie do końca w grze o mistrza. Trzeba jednak pamiętać, że Dynamik to tak doświadczona ekipa, że na pewno poprzeczka zostanie postawiona wysoko.
Jakubskie sporo pewności siebie zyskało na pewno po ostatnim meczu, które śmiało można nazwać ligowym klasykiem, tyle że w tym sezonie nieco zakurzonym, głównie ze względu na słabą formę Galacticos Lizard King. Potwierdziły się słowa Jacka Brończyka, który zapowiadał mobilizację na ten mecz, ale potwierdziło się też, że nie jest dziełem przypadku, iż „Galaktyczni” mają w tym sezonie problemy z wygrywaniem. Pomimo solidnego składu rywala, Jakubskie dość szybko ustawiło pod siebie tę rywalizację, schodząc na przerwę z wynikiem 4:1. Po zmianie stron czerwoną kartkę zobaczył jeszcze Bartosz Wójcik, a później nawet chwilowy zryw nie pozwolił Galacticos na powrót do meczu.
Marcin Górski (Jakubskie Toruń): Po ostatniej stracie punktów w spotkaniu z Toruń Shore padło u nas kilka mocnych słów. Byliśmy strasznie sfrustrowani swoją nieskutecznością pod bramką przeciwnika. Wydaję mi się, że zaczynamy teraz spotkania zdecydowanie bardziej skoncentrowani. Od początku meczu z Galacticos narzuciliśmy swój styl grania i długo utrzymywaliśmy się przy piłce, co przyniosło wiele sytuacji, w końcu przez nas wykorzystanych. Zwycięstwo na pewno nie przyszło łatwo, ale trzeba przyznać, że poza kilkoma momentami byliśmy dobrze zorganizowani w obronie i nie pozwoliliśmy przeciwnikowi na stwarzanie sytuacji, a w odpowiednim momencie wyprowadzaliśmy kontry. Zadowalający jest fakt, że potrafiliśmy kilkukrotnie w tym spotkaniu zaskoczyć stałym fragmentem.
9. kolejkę zamknęło bardzo ciekawe starcie, po którym grono kandydatów do medali ograniczone zostało do sześciu ekip. Z gry wypadli bowiem Big Bulls, którzy w bezpośredniej rywalizacji przegrali 4:5 z Nankatsu, tracąc gola w ostatniej akcji meczu. Meczu, który był naprawdę ciekawy i w maksymalnym zainteresowaniu nim przeszkadzał tylko fakt, że jednocześnie rozgrywany był finał mistrzostw świata między Polską a Rosją. Zespoły jakby dopasowały się do harmonogramu turnieju na Krecie, ponieważ cały czas trzymały się na kontakt – różnica bramek wynosiła maksymalnie jeden. Strzelali jedni, drudzy zaraz odpowiadali i tak do stanu 4:4. Swoje szanse zmarnowali zarówno Big Bulls, ale też Nankatsu, którzy nie wykorzystali pięciu minut gry w przewadze po czerwonej kartce dla Kamila Ciesielskiego. Sama końcówka to już jazda bez trzymanki, w której po jednym ciosie następował kolejny, ale więcej zimnej krwi zachował zespół Łukasza Lisewskiego. W ostatniej akcji meczu akcję na wagę trzech punktów przeprowadzili dwaj gracze sprowadzeni do Nankatsu podczas ostatniego okna transferowego. Rafał Jarocki wyłożył piłkę Piotrowi Milewskiemu, a ten mierzonym strzałem pokonał Bartłomieja Dybkę, podsumowując tym samym znakomity wieczór w swoim wykonaniu.
Maciej Wieliczko (Nankatsu): Faktycznie, mecz był szalony. Było w nim wszystko, prawdziwa huśtawka nastrojów. Wiedzieliśmy jednak, że możemy wygrać. Końcówka meczu była zwariowana, akcja za akcję, ale wciąż czegoś brakowało do strzelenia bramki, zarówno jednym, jak i drugim. Na szczęście jest u nas Piotrek Milewski, który już drugi raz w tej rundzie strzela bramkę na wagę trzech punktów i to w ostatniej akcji.
Wystarczy szybki rzut oka na tabelę, żeby stwierdzić, jak ważne jest to zwycięstwo dla Nankatsu. Dzięki niemu zespół ten utrzymuje się w grze o medale, będąc jedną z czterech ekip, które tracą do drugiego Jakubskiego jeden punkt. I to jest istne szaleństwo! Przed Nankatsu teraz naprawdę interesujący finisz sezonu, który znów będzie doskonałą weryfikacją – Galacticos, Havana, Dynamik, Klinowcy – jeśli „Lisek” i koledzy rzeczywiście myślą o pozycji na podium, nie mogą przerwać zwycięskiej serii, a na „Galaktycznych” trafiają w dobrym dla siebie w momencie – to rywal, który siłą rzeczy musi powodować wzmożoną koncentrację, ale w tym sezonie radzi sobie wyjątkowo słabo.