Ależ to była walka! Przez cały sezon Bartist oraz Jakubskie walczyły o przejęcie schedy po Dynamiku i chyba nie można byłoby wyobrazić sobie lepszego scenariusza niż rozstrzygnięcie w ostatniej kolejce, w bezpośrednim starciu. Gol Błażeja Wacha na minutę przed końcem zdecydował o tym, że nowym mistrzem Futbol-Areny zostało Jakubskie Sowa Tattoo Toruń. Stawkę medalistów mimo wszystko niespodziewanie uzupełnił FC Extra Paintball.

To był fantastyczny wyścig, w którym dwie najlepsze drużyny nie pozostawiły reszcie najmniejszych wątpliwości – przez cały sezon nikt nie był w stanie odebrać im punktów, wszystko rozstrzygnęły między sobą. W rundzie zasadniczej górą był Bartist, natomiast przed decydującym meczem Jakubskiemu do mistrzostwa wystarczało jakiekolwiek zwycięstwo.

Na pewno więcej do udowodnienia miał zespół Krzysztofa Elsnera, który powstał na fundamentach Dynamika, ale mimo tego mało kto wierzył, że będzie w stanie z miejsca stać się wiodącą siłą w Toruniu. Tymczasem nie dość, że Bartist w lidze kroczył od zwycięstwa do zwycięstwa, to w międzyczasie wygrał też Puchar Torunia, a z Wrocławia przywiózł Puchar Polski.

W Futbol-Arenie Bartist kroczył natomiast od zwycięstwa do zwycięstwa, nawet w momentach, gdy nie wszystko szło po jego myśli. Trzeba przyznać, że w sporej mierze „Pyda” stworzył zespół z zawodników nieoczywistych, których nie każdy wymieniałby jednym tchem jako potencjalnych potentatów ligi. A jednak – Patryk Piotrowski wreszcie znalazł się w trybach, w których był w stanie sięgnąć po tytuł króla strzelców, a Michał Kubicki czy Mikołaj Tutak z miejsca stali się użyteczni, choć nigdy nie zagrali nawet jednego spotkania w Lidze A. Z każdą drużyną z czołówki Bartist miał chociaż jedno spotkanie, w którym nie wszystko szło po jego myśli, a jednak z Extra Paintballem, Havaną, Galacticos czy Big Bulls był w stanie wyszarpywać zwycięstwa. Nie udało mu się tylko w ostatniej kolejce z Jakubskim i to kosztem tego okazała się utrata mistrzostwa.

Złote medale trafiają zatem na szyje zawodników Jakubskiego, którzy wreszcie doczekali się na swój moment. W Futbol-Arenie oraz na scenie ogólnopolskiej przez długie lata musieli uznawać wyższość Dynamika, ale teraz wykorzystali swój moment. Przede wszystkim znakomita w wykonaniu tego zespołu była runda zasadnicza. W niej Jakubskie większości przeciwnikom nie dawało nawet szans na nawiązanie rywalizacji. Potknęło się tylko na Bartiście, po meczu, w którym tak naprawdę nie miało wiele do powiedzenia. Siłą nowego mistrza okazało się jednak cierpliwe czekanie na ostatnią kolejkę i okazję do rewanżu.

Znakomita forma od czerwca do września sprawiły, że mocno rozbudzone zostały nadzieje na dobry występ także we Wrocławiu. Podczas półfinałów mistrzostw Polski maszyna się zacięła i wszystko zakończyło się już na pierwszej fazie pucharowej. Zdecydowanie więcej radości przyniósł Puchar Polski, w którym Jakubskie awansowało do półfinału, co już gwarantowało najlepszy występ w historii. W fazie medalowej nasz eksportowy zespół przegrał jednak z Bartistem, a następnie FC Gorlicka Warszawa i rywalizację zakończył na najgorszym dla sportowca czwartym miejscu.

W Futbol-Arenie runda finałowa nie była już pasmem gładkich zwycięstw, ale nadal tydzień w tydzień ze swoich rywalizacji Jakubskie wychodziło zwycięsko, choć trudy sezonu dawały mu się we znaki. Trochę kontuzji, trochę nieobecności z innych powodów i wydawało się, że trudno będzie odwrócić losy walki o mistrzostwo. W decydującym spotkaniu zespół Radosława Goca pokazał jednak charakter. Do przerwy przegrywał 0:2, ale nawet z takiego stanu był w stanie wyciągnąć mecz – wszystko za sprawą Macieja Dudka i Błażeja Wacha – dwóch czołowych motorów napędowych ofensywy Jakubskiego w kluczowych starciach.

Jakubskie zachowało się niczym wytrawny gracz, kierujący się zasadą „Podpuścić, skasować”. Czekało na swój moment i się doczekało. Futbol-Arena ma nowego mistrza. Mistrzowi na imię Jakubskie Sowa Tattoo Toruń.

Jeśli w projekt Bartistu wielu powątpiewało, to co powiedzieć o szansach medalowych przyznawanych przed sezonem Extra Paintballowi? Jeszcze kilka miesięcy temu sami pisaliśmy o tym, jak bardzo został on osłabiony, ale dziś słowo „osłabiony” należałoby zamienić na „zmieniony”. Z drużyną pożegnali się Piotr Nowicki, Patryk Piotrowski oraz Kacper Mazerski i wydawało się, że szczytem marzeń dla drużyny Tomasza Webera będzie miejsce w górnej siódemce. Tymczasem „Pindole” zanotowali znakomitą rundę zasadniczą, w której nie tylko uplasowali się na podium, ale też odrobili sporą stratę do Huraganu czy Big Bulls i rzutem na taśmę wywalczyli przepustkę na mistrzostwa Polski.

Turniej we Wrocławiu Extra Paintballowi nie wyszedł, jednak na toruńskim podwórku medal udało się dowieźć do końca. Nie było to aż takie oczywiste, bowiem w rundzie finałowej praktycznie z każdym kolejnym meczem Paintball znajdował się pod coraz większą presją, którą ostatecznie wytrzymał. Siłą brązowych medalistów okazał się przede wszystkim kolektyw. Próżno szukać u nich wyraźnego lidera – najwięcej wyróżnień dla gracza meczu zgarnął Marcin Gabryszewski, jednak wśród strzelców i asystentów statystyki są niezwykle wyrównane. Ten medal ewidentnie wypracowała drużyna, nie indywidualności.

Jedyną drużyną, która była w stanie wywierać presję na czołowej trójce była Havana. Ostatecznie do medalu zabrakło jej bardzo niewiele, raptem trzech punktów, które z perspektywy czasu zabrała 15. kolejka i remis 5:5 z Extra Paintballem w meczu, w którym zespół Macieja Szymańskiego prowadził już 4:2. Zdecydowanie szybciej z gry o medale odpadli pozostali uczestnicy grupy mistrzowskiej, aczkolwiek warto odnotować, że pomimo sporych problemów Galaticos, Huragan oraz Big Bulls przynajmniej fragmentami starali się jeszcze trochę namieszać. Blisko byli zwłaszcza ci pierwsi, którzy postraszyli zarówno Bartist, jak i Jakubskie, a i w ostatniej kolejce zmusili Extra Paintball do niepokoju o medal.

Zdecydowanie mniej klarowna sytuacja panowała w grupie spadkowej, gdzie nie było kolejki, po której nie dokonywałyby się rotacje na poszczególnych pozycjach. Co ciekawe, najlepiej w takich warunkach poradziły sobie młode ekipy – FC Drewce Auto Spa Guzik oraz FCTP Maximus Broker, czyli beniaminek w Lidze A. Barażu oraz spadku udało się uniknąć także Kolo Terrorita, którzy zanotowali w ten sposób udany powrót do elity.

Na swoją pozycję można było pracować cały sezon, ale w praktyce o wszystkim decydował sam finisz, na który trzeba było przygotować lepszą formę. To nie do końca udało się Wulcarowi Lulkowo oraz Stalom Nierdzewnym, które ostatecznie zostały zmuszone do gry w dodatkowym spotkaniu, ale jednocześnie obroniły miejsce w Lidze A. Dość pewnie swój baraż wygrały Stale (10:4 z Teesomatem), natomiast zdecydowanie bardziej namęczył się Wulcar, który do ostatnich minut musiał odpierać ataki Promila Turzno (3:2).

Pewnym szokiem jest zestawienie drużyn, które z Ligą A pożegnały się poprzez spadek bezpośredni, choć startowały z totalnie różnych pozycji. Nankatsu po rundzie zasadniczej byli w beznadziejnej sytuacji – w trzynastu spotkaniach odnieśli zaledwie jedno zwycięstwo, a mimo tego mieli szansę by dokonać czegoś, co wydawało się niemożliwe. Rundę finałową zaczęli od trzech wygranych, a ostatecznie zabrakło im zaledwie trzech punktów. O wszystkim zadecydowała przedostatnia kolejka sezonu, gdy wypuścili z rąk prowadzenie 3:1 z Drewcami. Jeśli nie wydarzą się przesunięcia, to Nankatsu po raz pierwszy od 2014 roku zabraknie w Lidze A.

W zdecydowanie gorszym stylu z elitą, a kto wie, czy i nie z Futbol-Areną, pożegnał się Hacom Toruń. Zespół ten był bardzo bliski awansu do grupy mistrzowskiej i wydawało się, że utrzymanie powinno być dla niego wyłącznie formalnością, tymczasem nie dotrwał nawet do połowy rundy finałowej. Po dwóch przegranych spotkaniach resztę oddał walkowerami i zakończył sezon na samym dnie tabeli.

Inne artykuły