Po raz pierwszy w historii Futbol-Areny wystartowała Liga D. Podobnie jak w ubiegłym roku, tak i w tym na najniższym szczeblu rozgrywkowym prym wiedli debiutanci. W długim, specyficznym sezonie trudy walki najlepiej zniósł Dekam Pokrycia Dachowe, który mistrzostwo zapewnił sobie dopiero w ostatniej kolejce. Podium uzupełnili zgłoszony już w trakcie sezonu Teesomat YB II oraz absolutni nowicjusze – Ciężkie Dropsy. W swoim czternastym sezonie w lidze pierwszą koronę króla strzelców zdobył natomiast Bartosz Przyłuski.

Swoje mistrzowskie aspiracje Dekam Pokrycia Dachowe zaznaczył bardzo szybko – sezon zaczął od remisu 2:2 z HI Norian, a następnie odniósł aż 15 (!) kolejnych zwycięstw. Skutecznością w wygrywaniu imponował pomimo stosunkowo młodego składu – spośród graczy z pola wszyscy kluczowi są w wieku 20-21 lat, przy których 23-letni bramkarz Jarosław Jasiński może uchodzić za bardzo doświadczonego. Gra Dekamu nie robiła przesadnego wrażenia na rywalach, którzy momentami poddawali pod wątpliwość aspiracje mistrza, ale ten konsekwentnie weryfikował ich wyobrażenia. W kluczowym momencie uzyskał oryginalny wynik 0:0 z Teesomatem YB II, a w ostatniej kolejce za nic wziął presję gry o złoto i nadzwyczaj łatwo ograł Brzozę Toruńską, pozbawiając ją medalu.

Już podczas Pucharu Torunia Dekam udowodnił, że w wyższej klasie rozgrywkowej również będzie groźny. Wówczas z grupy awansował kosztem Piotrowskiego, a w ćwierćfinale poważnie nastraszył Jakubskie. W trakcie sezonu swoją siłę opierał na kilku kluczowych postaciach, do których zaliczyć należy choćby Jarosława Jasińskiego czy Krzysztofa Marcinkowskiego, którzy do drużyny wnieśli doświadczenie z Ligi A. Wespół z „Peją” wyścig na nagrody dla MVP spotkania urządził sobie Karol Szpejankowski, którego siłą okazały się liczby – 40 strzelonych goli i 20 asyst. Wyróżnić warto także Patryka Tarkowskiego oraz Karola Żychniewicza – ten ostatni okazał się najlepiej podającym w całej Lidze D, kreując strzelca gola aż 25-krotnie. Jeśli Dekam do stosunkowo wąskiego trzonu dołoży jeden-dwa mądre transfery, to za kilka miesięcy ma pełne prawo myśleć o kolejnym sukcesie.

Swoją historię napisał również Teesomat YB II, który był przecież zespołem zebranym ad hoc, już w trakcie sezonu, gdy powstało jedno wolne miejsce. Kto wie, czy to właśnie ten fakt nie zdecydował ostatecznie o mistrzostwie, bowiem zespół Damiana Wcisło już na starcie przegrał kluczowe spotkanie z Brzozą Toruńską, grając jeszcze w eksperymentalnym składzie. Również Teesomat może się pochwalić znakomitą serią – od momentu porażki z Ciężkimi Dropsami (1:5) wygrał czternaście kolejnych spotkań. W decydującym starciu zremisował 0:0 z Dekamem, ale nawet bezpośrednia batalia pokazała, że kolejność na dwóch pierwszych miejscach jest zgodna z zasadami sprawiedliwości.

Mimo iż Teesomat YB II formalnie grał jako rezerwy B-ligowego składu, stosunkowo rzadko korzystał z tamtej kadry. Swoimi występami rotował głównie Kieran Ollivierre, reszta drużyny opierała swoją siłę na zgraniu z playarenowego Rudburna. Mimo wszystko był w stanie wykreować też bohaterów indywidualnych. Bardzo dobrą pierwszą połowę sezonu miał Mateusz Piekarski, natomiast niemal do samego końca YB II mogli liczyć na Dawida Jankowskiego, który był jednym z dwóch zawodników, którzy aż ośmiokrotnie sięgali po wyróżnienie dla MPV meczu.

Brązowe medale za ten długi sezon odbiorą Ciężkie Dropsy, czyli najmłodsza ekipa z czołówki Ligi D. W zespole Wiktora Kaszyńskiego niemal od początku upatrywaliśmy czarnego konia rozgrywek i te oczekiwania udało się przekuć w rzeczywistość. Mocną stroną Dropsów okazało się niezwykłe zaangażowanie, które potrafiło robić różnicę w meczach rozgrywanych na styku. W takich okolicznościach młodzi debiutanci rozstrzygali na swoją korzyść rywalizację z Flotcampem, PolishcolumbianS, Marszałkiem, Drobetem czy Atomisztosem w starciu, które zdecydowało o medalu. Przed nowym sezonem Dropsy na pewno będą musiały rozwiązać kwestię siły ofensywnej, którą opierali głównie na Adamie Wiśniewskim – zawodniku, który w 11 rozegranych meczach aż 8 razy sięgał po wyróżnienie dla MVP.

Dziś Ciężkie Dropsy są w podobnej sytuacji jak Drewce w 2016 roku, które wówczas wchodziły do Futbol-Areny jako młody, ambitny zespół, w którym można znaleźć nastoletnich chłopaków grających w klubach. Brązowi medaliści Ligi D mają przykład, gdzie mogą znaleźć się za jakiś czas, jeśli nie spoczną na laurach i skupią się na rozwoju.

Niedosyt po tym sezonie na pewno będzie towarzyszyć Brzozie Toruńskiej, która rozgrywki zakończyła z awansem, ale bez medalu, którego losy do ostatniej kolejki miała przecież we własnych rękach. Od początku sezonu zespół Mirosława Bonieckiego był prawdziwą rewelacją rozgrywek. Pomimo skazywania na pożarcie, wygrał 12 z 13 meczów w rundzie zasadniczej, aczkolwiek ewidentnie nie wytrzymał na finiszu, gdy w pięciu spotkaniach tylko raz schodził jako zwycięzca.

Z jednej strony Brzoza ma czego żałować, bowiem w bezpośrednich starciach była wyraźnie lepsza od medalistów – Teesomatu YB II oraz Ciężkich Dropsów. Czwarte miejsce to i tak dobry wynik, jeśli wziąć pod uwagę kadrę tej drużyny, która niemal cały sezon rozegrała siedmioma, maksymalnie ośmioma zawodnikami, wśród których prym wiódł młody kwartet – Mateusz i Łukasz Bonieccy, Łukasz Szczęsny oraz Jerzy Pawłowski, którzy wspólnie strzelili 106 goli ze wszystkich 129, co daje rewelacyjny wynik 82% udziału w trafieniach drużyny.

W tym długim sezonie zdecydowanie gorzej poradziły sobie doświadczone drużyny, dla których nie był to pierwszy występ w Futbol-Arenie. Już na fazie zasadniczej polegli mocny indywidualnie Flotcamp oraz poważnie wzmocniony Auto Szlif. Nieco więcej można było oczekiwać też choćby po Wygrywaj albo Giń oraz przede wszystkim Hektorze, który miał bardzo mocnych liderów i gdy miał ich dostępnych jednocześnie, to nie miał sobie równych (vide 9:1 z Brzozą, 10:6 z Flotcampem czy 7:3 z Dekamem).

Pierwsza w historii kampania w ramach Ligi D pokazała, że reformę lig należy ocenić jako trafiony pomysł. W nowej Lidze C poziom zdecydowanie się wyrównał, natomiast najniższy poziom pozostał w sporej mierze rekreacyjnym, z którego można jednak wyłonić naprawdę ciekawe drużyny. Te muszą jednak zdawać sobie sprawę, że w kolejnym sezonie wypłyną na większe wody, gdzie będzie już zdecydowanie trudniej.

Inne artykuły