Już jakiś czas temu było wiadomo, że ostatnie kolejki sezonu będą niezwykle ciekawe. Kto by mógł jednak przypuszczać, że losy całej jesieni zostaną postawione do góry nogami w przeciągu zaledwie kilkunastu godzin? Emocjami, którymi byliśmy świadkami w ten weekend można by obdzielić kilka rund. Ale po kolei…

Pierwsza i najważniejsza informacja – prawdopodobnie mamy nowego mistrza. Dynamik bardzo długo dominował, ale zatrzymał się na przedostatniej kolejce i chyba już nic nie jest w stanie uratować tytułu. Raczej trudno sobie wyobrazić, żeby Baumat za tydzień mógł nie ograć Młodych Talentów i nie ma znaczenia, że w historii rozgrywek jeszcze nigdy mu się to nie udało. W tym sezonie to już zupełnie inna drużyna, która poza Dynamikiem ograła wszystkch rywali. A zatem po złoto sięgnie zapewne ekipa, która do tej pory ani razu nie stała na podium Ligi A.

Z ciekawych rozważań – Auto-Mar Stare Miasto podszedł do tego spotkania na pełnej mobilizacji. Można było dostrzec, jak ważne jest dla niego powstrzymanie mistrza. W końcówce spotkania zaciekle bronił remisu, a po ostatnim gwizdku świętował zdobycie punktu, ale… Nie wiem, czy ktoś zwrócił na to uwagę, ale w tamtym momencie, w niedzielę o godzinie 14 remis był najgorszym wynikiem, jaki Stare Miasto mogło osiągnąć w kontekście walki o medale. Dlaczego?

Teraz już wiemy, że Dor-Mar zniechęcił się przegraną walką o mistrzostwo i batalię o brąz poddał nie stawiając większego oporu. Ale jeśli dziś by wygrał – co jednak należało założyć – to zrównałby się punktami z Auto-Marem, mając jednocześnie przewagę wygranej w bezpośrednim starciu. W ostatniej kolejce NPS gra wprawdzie z Dynamikiem, któremu Stare Miasto… odebrało właśnie powód, by walczyć o zwycięstwo. Z tej perspektywy lepsza byłaby nawet porażka, bo wówczas obrońca tytułu miałby konkretną motywację, by odebrać punkty Dor-Marowi. Ale i te rozważania są już nieaktualne. Stare Miasto zrobiło w tym sezonie zbyt dużo, żeby w obecnej sytuacji nie zdobyć brązowego medalu. Można powiedzieć, że powtarza tym samym schemat, według którego do sukcesu dochodzili „Galacticos”. Nie wygrywał z potentatami, ale konsekwetnie, bez wyjątku ograł całą resztę. I to wystarczyło.

Myli się jednak ten, kto myśli, że ciekawie było tylko w Lidze A. Poziom niżej także miała miejsce prawdziwa rewolucja. Shiva w 25 minut przeszła drogę z nieba do piekła. Po pierwszej połowie starcia z Brąchnowem prowadziła 1:0 i utrzymywała pozycję wirutalnego lidera ligi. Rewelacyjna postawa jej przeciwników sprawiła jednak, że na ten moment zespół z Brzozówki spadł na czwarte miejsce. Praktycznie nie ma już szans, by walczyć o awans, ponieważ trudno uwierzyć, by Brąchnowo mogło nie pokonać Blue Chaos. Szczytem możliwości będzie w tej sytuacji trzecie miejsce, które trzeba wydrzeć w starciu z Peberolem. Przede wszystkim cieszy się jednak Havana, która za tydzień zagra o tytuł, choć musi pamiętać, że po drugiej stronie stanie Impact Obrowo, czyli koszmar faworytów.

Swoje wywalczyli też Drwale, mrożąc jednocześnie szampany Rakiety na co najmniej tydzień. Liderowi ligi wystarczał jeden punkt, by przypieczętować mistrzostwo. Seria trzynastu zwycięstw z rzędu została jednak przerwana i dopiero teraz tak naprawdę robi się ciekawie. Vitasport doskoczył bowiem na dwa punkty i za tydzień nie powinien mieć problemów z ograniem Mokrego. Pozostaje pytanie, czy Rakiety – którą zdążyliśmy już obwieścić mistrzem – nie sparaliżuje strach, a trzeba pamiętać, że grać będzie z Pieguskiem, który może i nie zachwyca postawą oraz wynikami, ale ma potencjał, by sprawić sensacyjne zakończenie sezonu i zapewne ma ochotę pomieszać szyki faworytowi.

Szukając konkluzji spajającej wydarzenia we wszystkich ligach, dochodzę do jednego pozytywnego wniosku. Cała ta sobotnio-niedzielna rewolucja ma dobry wydźwięk, bowiem została dokonana wysiłkiem i umiejętnościami pretendentów. Zwycięstwa Brąchnowa, Drwali oraz remis Starego Miasta nie były wynikiem zlekceważnia ich przez faworytów czy też dziełem przypadku. Stanowią natomiast dowód na to, że czy w elicie, czy w ligach B nawet teoretycznie najmocniejsza drużyna nie ma abonamentu na wygrywanie. Kilkadziesiąt minut potrafiło zniweczyć pracę wykonaną w trakcie całego sezonu, a każdy z pretendentów otrzymał konkretną nagrodę za swój wysiłek. Warto walczyć do końca.

Inne artykuły