Ostatni weekend w wiosennym wydaniu Futbol-Areny nie zawiódł. Było wszystko – począwszy od sensacyjnych wyników w meczach o stawkę, a skończywszy na sielankowej atmoferze rywalizacji „o nic”. Każdy mógł znaleźć coś dla siebie.

Na mistrzowski tron wraca Dynamik, ale ostatnia kolejka uwydatniła dominację, jaką zafundowała rywalom ta drużyna. Aż jedenaście punktów przewagi nad drugimi Galacticos – to robi wrażenie i jednocześnie odsuwa obawy, jakie jeszcze do niedawna wyrażał zdobywca tytułu – że system jednorundowy może doprowadzić do sytuacji, gdy pojedynczy mecz decyduje o złocie. Oczywiście, taka sytuacja może się zdarzyć, ale odwzorowuje ona to, co dzieje się w lidze. Jesienią Baumat był w znakomitej formie i zasłużył na swoje trofeum. Wiosną żadna z ekip nie była w stanie nawiązać rywalizacji z Dynamikiem i tabela wyraźnie to pokazuje. Jeszcze nigdy nie było mistrza, który aż tak bardzo odjechałby reszcie. Kilka drużyn ma zatem o czym myśleć przed powrotem na boisko w przyszłym sezonie.

Walka o kolejne miejsca na podium była chyba reżyserowana przez Hitchcocka. Zaczęło się od trzęsienia ziemi, a potem napięcie już tylko rosło. W czwartek mieliśmy pierwszą sensację, czyli porażkę Galacticos z Havaną. Zespół Jakuba Jędrzejewskiego najwyraźniej urodził się w czepku, bowiem już dawno nikt nie zrobił tak wiele, żeby stracić drugie miejsce. Jeżeli ktoś przewidział, że wicelider w starciach z Młodymi Talentami i Havaną zgarnie zero punktów – zapraszam do bukmachera albo gry w Lotka – czekają miliony do wygrania.

Jako drudzy w kolejności do gry o medale przystąpili zawodnicy Starego Miasta. Na boisko wyszli wyjątkowo nakręceni, ale dość szybko stało się jasne, że nie uda im się wykręcić astronomicznego wyniku dwudziestu dwóch goli różnicy, który gwarantowałby podium bez konieczności oglądania się na innych. Pozostało więc jedynie po prostu wygrać i czekać na ostatni mecz. Jednak nawet to zwycięstwo nie było aż tak oczywistą kwestią, ponieważ Kolo Terrorita też grali o stawkę i bardzo długo trzymali się na dystansie, z którego można było jeszcze odwrócić losy meczu. Ostatecznie jednak trzy punkty w pełni zasłużenie padły łupem Auto-Maru i można było zasiąść do oglądania ostatniego meczu, po którym jedni obawiali się braku medalu, a drudzy – spadku na miejsce barażowe.

Młode Talenty udowodniły, że chyba nie będzie im dane opuścić szeregów Ligi A. Jeszcze niedawno wydawało się, że zostaną z ośmioma punktami i będą musieli tylko patrzeć, czy zespoły z dołu tabeli ich nie prześcigną. Tymczasem drużyna Patryka Grabana najpierw ograła Galacticos, a teraz zniszczyła marzenia o medalach dla Nankatsu. Od początku było widać, że spotkanie układa się absurdalnie. Nankatsu, którym „żarło” przez większość sezonu, wyszli na boisko jakby sparaliżowani. Katastrofalny błąd przydarzył się chociażby Arturowi Polakowi, który zachwycał przez cały sezon, a zawodnicy z pola przez długi czas nie byli w stanie skonstruować choćby pół składnej akcji. Nawet jeśli udawało im się oddać strzał, to ostatnią ostoją Akademii był Roman Jarlak, który na tę godzinę stał się jednocześnie ulubieńcem Starego Miasta. Młode Talenty bez większego problemu dowiozły zwycięstwo i tym samym uciekły nie tylko ze strefy spadkowej, ale i barażowej, tymczasem Nankatsu po szansie medalowej zostały jedynie wspomnienia. Porażka sprawia bowiem, że nie tylko nie udało im się wyprzedzić Galacticos, ale sami na ostatniej prostej zobaczyli plecy Auto-Maru.

Ostatni rozdział swojej historii napisała Optometria. Drużyna, która jeszcze do niedawna miała problemy, by skończyć sezon w górnej połowie tabeli Ligi B, tym razem weszła na zupełnie inny poziom. Poza jedną porażką z Prestiż Barem przez cały sezon była nieomylna, choć parę razy było blisko wpadki. Nie zmienia to faktu, że teraz odbierze swoją nagrodę i zagra z najlepszymi. Dla Sebastiana Kaźmierczaka już teraz zaczyna się jednak trudny okres poszukiwania wzmocnień, ponieważ mimo szacunku dla osiągnięcia z wiosny raczej trudno sobie wyobrazić, by obecna kadra była w stanie utrzymać jesienią Ligę A. Zresztą nawet sam kapitan zauważa, że nie obejdzie się bez nowych nazwisk i teraz pojawia się naturalne pytanie – kogo uda się sprowadzić?

W Lidze B2 również mamy do czynienia z ciekawą historią, ponieważ RKS HUWDU jako pierwszy zespół w Futbol-Arenie po raz drugi awansował do Ligi A. Nie było tu specjalnej przebudowy kadry, ale wydaje się, że tym razem Huwdu dojrzeli jako drużyna, co zresztą w wywiadzie podkreślał też Dawid Rojewski. Dał o sobie znać wspólny czas spędzony na boisku i tym razem zespół Dominika Bagińskiego nie wypuścił z rąk mistrzostwa, jak miało to miejsce przed rokiem. Końcówka sezonu okazała się natomiast bardzo brutalna dla Magiki, która przez długi czas kontrolowała sytuację w tabeli, ale porażki z Huwdu oraz Górskiem sprawiły, że nie będzie im dane zagrać chociażby w barażu.

Bardzo przyjemną niespodzianką w Lidze C okazali się Bianconeri Mat-Bud. Drużyna Karola Siwki to doskonały przykład na to, jak dużo można osiągnąć dzięki wspólnemu zaangażowaniu. Poza Przemysławem Boldtem wśród biało-czarnych próżno szukać jakichś wybitnych indywidualności, ale jako drużyna potrafią robić niesamowitą różnicę. Na poziomie Ligi C byli w stanie odprawić naszpikowane trenującą w toruńskich klubach młodzieżą Drewce, czy też posiadający zawodników z doświadczeniem w Lidze B BMX Toruń. Na pewno Bianconeri nie będą więc ulubionych rywalem innych drużyn już w Lidze B. W drugą stronę – totalnie zawiedli Wygrywaj albo Giń. Wydawało się, że taki zespół będzie w stanie bić się o mistrza, tymczasem zabrakło go nawet wśród pierwszej piątki. To dodatkowy dowód na to, że przed sezonem dzikie karty do Ligi B zostały rozdane prawidłowo – z czwórki Magica, Flisak, Niepokonani, Prestiż Bar wszyscy zakończyli rozgrywki w górnych połowach tabeli.

Inne artykuły