Dzwoneczki Uschi to jeden z zespołów o największym stażu w rozgrywkach na Orliku przy ul. Wojska Polskiego. Po spadku z Ligi A należał do czołowych drużyn na zapleczu elity, jednak kadra, którą zaprezentował obecnie każe sądzić, że nikt nie może lekceważyć Uschi.
– Przybyło nam trzech zawodników. Najcenniejsze jest to, że są to obrońcy, z którymi mieliśmy problemy w drugiej części zeszłego sezonu. Liczę, że nowe nazwiska uspokoją grę i będą wzmocnieniem, zwłaszcza w obliczu tego, że udało nam się utrzymać w kadrze czołowych dotychczas graczy. Z mojego punktu widzenia decydująca i tak będzie frekwencja na kolejnych spotkaniach – ocenia kapitan Dzwoneczków, Janusz Zieliński.
Dzwoneczki Uschi sezon rozpoczęły ze zmiennym szczęściem. Z jednej strony uległy Kogutom 1:3, z drugiej zaś bezapelacyjnie pokonali Aeroklub 8:1. – Pierwszy mecz przespaliśmy. W drugim było już znacznie lepiej, choć wkradły się też krótkie momenty chaosu. Ogółem ten początek sezonu mogę ocenić jako średni, choć z wyraźną tendencją zwyżkową. Na razie za wcześnie, żeby wyciągać jakieś wnioski – kontynuuje kapitan Dzwoneczków.
I może właśnie te wahania formy są przyczyną, dla której kapitan nie chce w sposób jednoznaczny deklarować ambicji drużyny: – Przede wszystkim chcemy po prostu fajnie spędzić czas i cieszyć się piłką nożną, której jesteśmy fanami. Nie zależy nam, żeby wygrywać za wszelką cenę kosztem atmofery w drużynie, jednak chciałbym, żebyśmy każdy kolejny mecz grali na miarę swoich umiejętności. Jeżeli to nie wystarczy, w porządku. Żal natomiast grać poniżej własnych możliwości i nie wykorzystywać szans na zdobywanie punktów.
Na papierze jednak widać, że Dzwoneczki stać naprawdę na wiele. Jeszcze w zeszłym roku rywalizowali przecież niczym równy z równym z Akademią Piłkarską Młode Talenty, która nadal nieźle poczyna sobie w Lidze A. Teraz, gdy do zespołu dołączyli zawodnicy z doświadczeniem na toruńskiej scenie amatorskiej piłki, wcale nie jest wykluczone, że z czasem Uschi ponownie zaczną bić do bram elity Futbol-Areny.
A my na koniec przypominamy, że choć oczywiście liczy się dobra zabawa, to najfaniejsza jest taka, w której się wygrywa.