Co to była za kolejka w Lidze A?! Nie miał prawa nudzić się ten, kto niedzielne popołudnie postanowił spędzić na Wojska Polskiego. Zaczęło się od sensacyjnego zwycięstwa Drewców nad Dynamikiem, przez co napisana została wyjątkowa historia Futbol-Areny (o tym później), ale to nie było apogeum emocji. Jakubskie oraz Extra Paintball dały widowisko, które wysunęło się na czoło rywalizacji o miano meczu sezonu, a w czołówce panuje taki ścisk, że na dwie kolejki przed końcem wytypowanie kolejności w tabeli stanowi nie lada sztukę.

Zaczynamy od wydarzenia niemalże historycznego, bo właśnie tego w niedzielę dokonały Drewce ogrywając Dynamik Herring Toruń. Obrońcy mistrzowskiego tytułu losy złota cały czas mają wprawdzie w swoich rękach, ale niech za dość wymowny posłuży fakt, że w rozpoczętej wiosną 2015 roku przygodzie z Futbol-Areną ten zespół jeszcze nigdy nie przegrał dwóch ligowych spotkań w jednym sezonie. Nigdy, aż do teraz, ponieważ wcześniej uległ też Big Bulls Kowalewo (1:3).

Radosław Łagodziński (FC Drewce Auto Spa Guzik): Wygrać z tak silnie osłabionym Dynamikiem to był po prostu obowiązek. I mówię to z pełną odpowiedzialnością. Dynamik to zawsze Dynamik, ale jeśli ktoś przychodzi na mecz „gołą” szóstką, bez nominalnego bramkarza, to naszym obowiązkiem jest taką drużynę pokonać. Mecz powinniśmy zakończyć kilka minut wcześniej. W momencie gdy złapaliśmy prowadzenie 3:2 były doskonałe okazje ku temu, by zamknąć tę rywalizację. Jednak zamiast podwyższyć prowadzenie, grając w przewadze, straciliśmy bramkę i na kilka minut przed końcem zapowiadał się podział punktów. Szczęśliwie dwie minuty przed końcem zdobyliśmy prowadzenie, które utrzymaliśmy do końca. Trzeba przyznać ekipie Dynamika, że grali bardzo mądrze, mimo tak zdziesiątkowanej kadry byli strasznie trudnym rywalem. Zaskoczeniem była też dobra dyspozycja bramkarza, którym był przecież zawodnik z pola, Grzegorz Pakulski.

Z jednej strony trzeba docenić wyczyn Drewców, ponieważ problemów kadrowych Dynamika w tym sezonie nie był w stanie wykorzystać choćby przewodzący tabeli Huragan, jednak już przed spotkaniem docierały do nas głosy, że obrońcy tytułu przystąpią do tego spotkania bardzo osłabieni pod względem kadrowym. Podjęli jednak ryzyko nieprzekładania meczu, między innymi ze względu na fakt, że mieli jeszcze możliwość popełnienia jednego błędu. Skład na to spotkanie wskazywał jednak na kłopoty gołym okiem. Między słupkami po raz drugi w tym sezonie zagrał Grzegorz Pakulski, a i w polu wystąpiła piątka, którą na dłuższą metę ciężko byłoby sięgnąć po jakikolwiek medal.

Mecz był jednak wyjątkowo wyrównany. Dynamik zastosował strategię podobną do tej, która przyniosła pozytywny skutek w rywalizacji z Huraganem, czyli maksymalne spowalnianie gry. Nieco mądrzej niż wspomniany lider zagrali jednak także gracze Drewców, choć o mały włos nie straciliby punktów w sposób, którego nie można nazwać inaczej niż frajerski. W 41. minucie czerwoną kartkę obejrzał Tomasz Zieliński i przy wyniku 3:2 dla Drewców było wiadomo, że zespół ten już do końca będzie grał w przewadze, ponieważ nawet po pięciu minutach rywal po prostu… nie ma kim uzupełnić składu. I właśnie grając o jednego więcej drużyna Kacpra Kamińskiego pozwoliła Dynamikowi na doprowadzenie do remisu 3:3. W końcówce górę wzięła jednak mądrość Bartosza Łagodzińskiego, który skorzystał z faktu, że w bramce Dynamika nie stoi ani „Skiba”, ani „Kiler” i nie trzeba dokonywać cudów, lecz postawić na precyzję. To właśnie „Chudy” mierzonym strzałem z dystansu pokonał Grzegorza Pakulskiego, dając tym samym niezwykle cenne trzy punkty swojej drużynie.

Są to punkty o tyle cenne, że dają już niemalże pewne utrzymanie. Patrząc na układ spotkań w dwóch ostatnich kolejkach, 14 punktów posiadanych obecnie przez Drewce powinno pozwolić na uniknięcie barażu, a zespół ten ma jeszcze w zapasie mecz ze zdegradowanym już do Ligi B Em3dachem. Dynamikowi zostały z kolei trzy mecze – z Nankatsu, Galacticos oraz zaległy z Hacomem – i na ten moment do obrony mistrzowskiego tytułu potrzebne jest mu siedem punktów.

Radosław Łagodziński (FC Drewce Auto Spa Guzik): Sytuacja w tabeli nie jest najgorsza. Co prawda inne cele stawialiśmy sobie podczas wakacji, lecz liga najzwyczajniej w świecie nas zweryfikowała. Po dwóch kolejkach już chcieliśmy sobie wręczać medale, jednak kolejne mecze pokazały nam, że do walki o czołówkę potrzebna jest gra na odpowiednim poziomie z tygodnia na tydzień. Mimo wszystko myślę, że zimny prysznic od Hacomu i Galacticos dobrze nam zrobił. Od dłuższego czasu znów gramy dobrze w piłkę, nie zawsze to wystarcza by wygrać, ba, nie zawsze wystarcza do utrzymania w Lidze A (patrz dwa sezony wstecz), ale na pewno jest to dobry prognostyk na przyszłość. Do spokojnego utrzymania wystarczą nam trzy punkty, jednak nie zamierzamy czekać na to do ostatniej kolejki. Chcemy wygrać oba spotkania i zakończyć sezon z akceptowalnym dla nas dorobkiem punktowym.

Czas na absolutny creme de la creme ostatniego weekendu, bo trudno oczekiwać, byśmy w najbliższych dwóch kolejkach mieli doczekać się spektaklu, który mógłby wyprzedzić rywalizację Jakubskiego z Extra Paintballem w rywalizacji o miano meczu sezonu. O tym, że poziom napięcia w tym spotkaniu będzie sięgał zenitu, można było się przekonać już wcześniej. Wiosną na remis 2:2 złożył się bilans między innymi wizyty karetki, trzech czerwonych kartek oraz niewykorzystanego rzutu karnego na wagę zwycięstwa.

Adam Kaźmierczak (Jakubskie Toruń): Mecz z Extra Paintballem był chyba jednym z ciekawszych jaki widziałem w Futbol-Arenie. Już od jakiegoś czasu wiedzieliśmy, jak ważne jest to spotkanie i gołym okiem było widać, że zaangażowanie wszystkich zawodników było na bardzo wysokim poziomie poziomie. Osobiście uważam, że zagraliśmy bardzo dobry mecz i ta wygrana nam się należała. 0:4 po kilkunastu minutach może wskazywać na to, że graliśmy bardzo słabo. Jednak szczerze nie czuliśmy tego, żebyśmy byli miażdżeni. Bramki dla Extra Paintballu padły po dwóch karnych, z czego jeden był mocno kontrowersyjny, a kolejna to czysty przypadek wynikający z tego, że nasz bramkarz trafił w ich zawodnika, a piłka sama wpadła do siatki. Przy takim wyniku powiedziałem do Kapy: „spokojnie i tak wygramy ten mecz”. Ktoś może nie wierzyć, ale naprawdę tak było. Kolejne minuty to popis naszej gry, a najważniejsze było to, że jeszcze przed przerwą złapaliśmy kontakt. Po przerwie mocno pomógł nam w bramce Kuba, a my odwdzięczyliśmy mu się bramkami po drugiej stronie. To, że udało nam się odwrócić losy tego meczu wynika również z tego, że gramy ze sobą już wiele lat i nieraz byliśmy w podobnych opałach, a to w jakimś stopniu ukształtowało nasz charakter, każdy czuje więź z tą drużyną, jesteśmy ambitni i po prostu daliśmy tego dnia z siebie 100%.

W niedzielny wieczór początkowo nic nie zapowiadało aż takich emocji, ponieważ spośród dwóch naprawdę mocno zestawionych kadrowo zespołów zdecydowanie lepiej rywalizację ułożył sobie Extra Paintball. To drużyna Tomasza Webera wyszła na prowadzenie i powiększała je aż do stanu 4:0, gdy wydawało się, że z dużej chmury spadnie mały deszcz. Gracze Jakubskiego długimi fragmentami nie wiedzieli, co dzieje się na boisku, na którym panował ten, na którego liczył Paintball – Piotr Nowicki. „Piti” już w 15. minucie miał w swoim dorobku skompletowanego hattricka.

No, i na tym koniec panowania FC Extra Paintball, ponieważ powoli zaczęła przebudzać się druga strona. Zaczęło się od indywidualnych zrywów. Jako pierwszy sygnał do ataku dał Adam Kaźmierczak, który przy wyniku 1:4 kropnął z dystansu tak, że biorąc pod uwagę ciężar gatunkowy meczu oraz jego okoliczności, mamy mocnego kandydata do gola sezonu. Bramka jakiś cudem pozostała na swoim miejscu, a wówczas rolę lidera przejął Krystian Kraśniewski, któremu najwyraźniej wyjątkowo służy rywalizacja z Extra Paintballem, ponieważ zarówno wiosną, jak i teraz został wybrany MVP spotkania.

„Krycha” jeszcze w pierwszej połowie strzelił bramkę kontaktową, a po zmianie stron doprowadził do wyrównania. Od tego momentu wyrównała się także gra, podczas której zobaczyliśmy kilka efektownych interwencji zarówno w wykonaniu Karola Supczewskiego, jak i Jakuba Matczaka. Nawet gdy nie padały gole, byliśmy świadkami znakomitego „meczycha”, które chciało się oglądać niemal bez końca. Jeśli brakowało goli, to na pewno nie brakowało wzajemnych spięć, przy których rola sędziego Mariusza Korpalskiego w żadnym wypadku nie ograniczała się do prawidłowej interpretacji czysto piłkarskich akcji.

Adam Kaźmierczak (Jakubskie Toruń): Spięcia między nami były chyba od zawsze i raczej to już się nigdy niestety nie zmieni. Osobiście bardzo mi się to nie podoba, ale możliwe, że taka atmosfera wpłynęła na to, że byłem bardziej zmotywowany i udało mi się strzelić dwie bramki. Walka walką, ale niektóre słowa i faule były kompletnie niepotrzebne. Na szczęście w pewnym momencie meczu nasza drużyna przestała zwracać na to uwagę, zaczęliśmy grać, a to przyniosło nam sześć bramek i bardzo ważne trzy punkty.

Spotkanie zbliżało się do końca, na tablicy wyników „widniał” remis 4:4 i coraz więcej wskazywało na to, że Extra Paintball oraz Jakubskie podzielą się punktami, co dla obydwu drużyn byłoby bardzo złą informacją. Brak zwycięstwa mógł oznaczać koniec walki o medale i można było odnieść wrażenie, że bardziej świadomi tej sytuacji są zawodnicy grający na niebiesko. W samej końcówce to drużyna Radosława Goca zdawała się bowiem podejmować większe ryzyko, a w kluczowym fragmencie spotkania znów górę wzięła indywidualność. Tym razem do głosu doszedł Maciej Dudek, który najpierw wyłożył piłkę do pustej bramki Krystianowi Kraśniewskiemu (5:4), a następnie dobił rywala, ustalając wynik na 6:4.

Zawodnicy Extra Paintballu jeszcze kilkanaście minut po spotkaniu stali na Wojska Polskiego i nie dowierzali, jak mogli wypuścić z rąk takie spotkanie. Wypuścili z rąk nie tylko trzy punkty, ale też szansę na kolejne w swojej historii podium. Wygląda na to, że w dwóch ostatnich spotkaniach ich celem będzie po prostu nie zrobienie zbyt dużej straty do miejsca, które latem 2020 roku da wyjazd na mistrzostwa Polski. To absolutnie fantastyczne spotkanie padło ostatecznie łupem Jakubskiego, które losy podium ma w swoich rękach. Jeśli wygra dwa najbliższe mecze, na pewno zajmie co najmniej 3. miejsce w Lidze A, ale nie będzie o to łatwo, ponieważ rywalami ekipy Radosława Goca będą Huragan Toruń oraz Havana.

Kamil Zatorski (Nankatsu): Z Havaną zagraliśmy bardzo dobre spotkanie. Od początku staraliśmy się zrealizować przedmeczowe założenia i jak widać były one trafne. Czy nasi rywale mieli więcej z gry? Tego nie mogę powiedzieć. Wiem tylko, że obie ekipy zagrały fajne, wyrównane spotkanie, ale ostatecznie to nam się udało strzelić o jedną bramkę więcej. O zwycięstwie zdecydowało to, że po prostu w każdym meczu gramy do końcowego gwizdka i nie odpuszczamy, o czym mogą świadczyć wyniki z całego sezonu, gdzie większość meczów kończy się różnicą jednej czy dwóch bramek. Po raz kolejny dopisała też frekwencja – ona jest u nas kluczem do dobrych wyników.

Wspomniany zespół Macieja Szymańskiego w niedzielę zagrał kolejne bardzo dobre spotkanie, ale mimo tego utrudnił sobie rywalizację o medal, ponieważ nie zdołał zdobyć choćby jednego punktu w starciu z Nankatsu. To było kolejne tej niedzieli 50 minut, które naprawdę mogło się podobać. Ostatnim występem drużyny Łukasza Lisewskiego nie byliśmy – delikatnie mówiąc – zachwyceni, ale tym razem wyglądało to dużo lepiej. Jeszcze w pierwszej połowie Nankatsu dwukrotnie wychodzili na prowadzenie, aczkolwiek Havana znajdowała skuteczną ripostę. Widać było, że obie drużyny chcą to spotkanie wygrać, ale jednocześnie zdają sobie sprawę, że podjęcie zbędnego ryzyka może zakończyć mecz zbyt szybko.

Havana i Nankatsu grali ciekawie, ale z kontrolowanym ryzykiem, godząc się poniekąd na to, że o punktach rozstrzygną pojedyncze akcje. I faktycznie, obie drużyny dostały po jednej piłce meczowej. Najpierw swoją okazję miał zespół Macieja Szymańskiego, który po faulu Pawła Sędłaka na Januszu Olachu otrzymał rzut karny. Do piłki podszedł Bartosz Wilga i choć niemal złamał poprzeczkę, to gola nie strzelił. Tak łaskawy dla rywala nie był już jednak Kamil Zatorski, który sprytnie odnalazł się w polu karnym i pokonał Dawida Łopatowskiego, na co Havana nie zdołała już znaleźć odpowiedzi.

Co taki wynik oznacza dla tabeli? Ano to, że Liga A będzie jeszcze ciekawsza. Nankatsu znaleźli się w sytuacji, w której mają kontrolę nad losami medali. Muszą wygrać obydwa swoje spotkania i wówczas nie będą musieli oglądać się na nikogo. Rzecz w tym, że na ich drodze oprócz Klinowców czeka sam Dynamik. Zadanie mocno utrudniła sobie Havana, która do 3. miejsca traci obecnie jeden punkt, choć i tutaj komplet punktów w 12. i 13. kolejce powinien dać miejsce na podium. Także i tutaj czekają jednak mocni rywale – kolejno Jakubskie oraz Drewce.

Kamil Zatorski (Nankatsu): Na ostatnie mecze planujemy jako ekipa stworzyć dwa dobre widowiska, tak żeby każdy był zadowolony z tego co pokazał na boisku. Jakie wyniki to przyniesie, dowiemy się po ich rozegraniu. Wiem, że będzie ciężko o podium, ponieważ z tego co pamiętam dawno nie było tak ciasno w tabeli i jeszcze parę ciekawych meczów przed nami. Jest to nasz drugi sezon, w którym jesteśmy blisko medali. Poprzednio na własne życzenie skończyliśmy za podium, lecz w tym sezonie jesteśmy inną drużyną. Myślę, że zdobyte doświadczenie i wzmocnienia, których dokonaliśmy przed sezonem będą kluczem do tego, że uda nam się zgarnąć medale.

Inne artykuły

Leave a Reply