Jeżeli spojrzeć tylko na pierwsze miejsce w tabeli Ligi C2, to można powiedzieć, że wszystko odbyło się w niej w sposób przewidywalny. Rozgrywki miała wygrać Navita i to zrobiła, ale wcale nie bez komplikacji. Tuż za jej plecami uplasowali się zawodnicy RKS Huwdu, którzy wreszcie zagrali na miarę swoich oczekiwań, a podium uzupełnili gracze Naprzód Harcerskiej.

Daniel Paprocki (Navita Team): Sezon w naszym wykonaniu uważam oczywiście za udany, ponieważ udało się wygrać ligę. Zdawaliśmy sobie sprawę, że mamy w kadrze zespołu zawodników, którzy grali na poziomie Ligi A, jednak przed samym sezonem nie zakładaliśmy sobie celów. Chcieliśmy po prostu w gronie znajomych aktywnie spędzać wolny czas, a że sprawiało nam to radość i czuliśmy się dobrze w swoim gronie, to pozwoliło wygrać ligę. Uważam, że dobrze zrobiliśmy ruszając od Ligi C, bo tak naprawdę w takim zestawieniu personalnym było zagadką, jak to będzie wyglądać. Zdarzało się już na przykładzie innych drużyn, że mają fajnych zawodników, którzy indywidualnie są mocni, ale tworząc całość jako drużyna nie zawsze odnosili sukces, stąd też nasza decyzja o grze od Ligi C bez żadnych ciśnień na awans.

To właśnie Navita Team od samego początku był faworytem Ligi C2, ale nie mogło być inaczej, skoro w swoim składzie zespół ten zgromadził byłych zawodników Dynamika Toruń, Daniela Paprockiego oraz Marcina Tokarskiego, którzy w swoim dorobku mają chociażby zwycięstwo w Lidze Mistrzów. Wobec takich nazwisk ograni w Lidze A Maciej Bieńkowski, Tomasz Łozowski czy Tobiasz Janik zdawali się być tylko uzupełnieniem składu i można było wątpić w sens startu Navity od poziomu Ligi C. Decyzja ta została jednak podjęta świadomie i – jak widać – kapitan Daniel Paprocki deklaruje, iż jest z niej zadowolony.

Navita sięgnęła po mistrzostwo Ligi C2, ale wcale nie uczyniła tego bez problemów. Do trzęsienia ziemi doszło bowiem już w 1. kolejce, gdy faworyt uległ RKS Huwdu i od samego początku był zmuszony do odrabiania strat. Na pewno komfortowa nie była świadomość, że już na starcie losy mistrzostwa nie zależą od niego. Kontrolę udało się odzyskać dopiero w połowie października, gdy liderujący tabeli RKS podzielił się punktami z Team-UA i tak zespół posiadający tak doświadczonych graczy nie pozwolił już sobie na jakąkolwiek stratę.

Jeszcze przed sezonem można było mieć obawy, że większość meczów z udziałem Navity będzie po prostu nudna. Przekonaliśmy się jednak, że słowa o stawianiu rozrywki na pierwszym miejscu nie były rzucane na wiatr i złoci medaliści rzadko podkręcali tempo na tyle, by w pełni oddawać w wyniku przewagę w umiejętnościach indywidualnych. Przez całą jesień doświadczyliśmy zaledwie dwóch dwucyfrówek z udziałem Navity, a takie pogromy jak 18:0 z Nova Trading należały do rzadkości. Nie zmienia to faktu, że gdy tylko trzeba było, „Marcel” czy „Paprota” wrzucali nieco wyższy bieg i udowadniali, że dla reszty ligi na dłuższą metę są po prostu nieosiągalni.

Ze świetnej strony jesienią pokazał się Marcin Tokarski, który był zdecydowanym liderem Navity. Zdominował on rywalizację wśród najlepszych asystentów, a w walce o koronę króla strzelców zajął trzecie miejsce. „Marcel” ma prawo mieć w tym względzie pewien niedosyt, ponieważ jego szanse byłyby dużo większe, gdyby nie fakt, że aż trzech rywali w trakcie sezonu oddało mistrzowi walkowera, co stanowi swoisty rekord Futbol-Areny, bowiem wcześniej chyba nikt nie podniósł tylu punktów bez konieczności wychodzenia na boisko. Były gracz Dynamika powalczy jednak o zdecydowanie bardziej prestiżową nagrodę – MVP sezonu. Oprócz niego wśród nominowanych znalazł się też bramkarz najlepszej defensywy całej ligi, Andrzej Saja. Ich występy zdecydowanie ciekawsze powinny być wiosną przyszłego roku, gdy Navita zawita do nowej Ligi B, a tam presja na wynik ze strony rywali jest już zdecydowanie większa.

Daniel Paprocki (Navita Team): Plan na kolejny sezon to przede wszystkim dalsza dobra zabawa, bez konkretnych celów. Zdajemy sobie sprawę że będzie trudniej w Lidze B, ale też nie chcemy sobie narzucać presji, tylko dobrze się bawić, więc jeśli zdarzy się, że będziemy przegrywać mecze, to nic się nie stanie i nie będziemy panikować. Dlatego kadra zespołu mocno się nie zmieni, ale szczegóły przedłużania umów obecnych zawodników albo kontrakty nowych będą tradycyjnie podpisywane na zakończeniu sezonu, gdzie okienko transferowe jest już otwarte i można wykorzystać chwilę słabości poszczególnych graczy.

Jedynym zespołem, który w trakcie sezonu był w stanie wytrzymać tempo Navity był RKS Huwdu Reaktywacja. Co do postawy tej drużyny można było mieć pewne obawy, ponieważ wiosną przeżyła ona spore rozczarowanie. Teraz jednak Adam Krempeć zdecydowanie lepiej przepracował okno transferowe, dzięki czemu Huwdu byli dużo lepiej przygotowani do ligowej batalii. Do kadry wrócili tacy zawodnicy jak bramkarz Daniel Glinkowski czy Grzegorz Harasimiuk, a zdecydowanie częściej niż wiosną do dyspozycji byli bracia Rojewscy. I tak nikt nie spodziewał się jednak, że RKS rozpocznie sezon od wygranej z Navitą.

Huwdu przez bardzo długi czas nie oddawali prowadzenia w tabeli, choć z większością rywali męczyli się zdecydowanie bardziej niż Navita. Blisko straty punktów byli na przykład w starciu z jednym z ligowych outsiderów – TurboDoładowanymi. W porównaniu do poprzedniego sezonu – tym razem mogli jednak liczyć na swoich liderów. Ogromną pewność między słupkami dał bowiem Daniel Glinkowski, a różnicę pod bramką rywali niejednokrotnie robił Damian Rojewski. Na tle Ligi C takie nazwiska musiały przynieść efekt, choć RKS-owi pomimo korzystnych okoliczności nie udało się dowieźć do końca prowadzenia w tabeli. Przesądziły o tym remisy najpierw z Harcerską, a następnie z Team-UA, czyli rywalami, z którymi Navita radziła sobie bez większych problemów, wobec czego można śmiało zaryzykować stwierdzenie, że taka kolejność na pierwszych dwóch miejscach jest po prostu sprawiedliwa, pomimo iż w bezpośrednim starciu górą byli wicemistrzowie Ligi C2.

Stawkę medalistów uzupełniła Naprzód Harcerska, co również nie jest wielką niespodzianką, biorąc pod uwagę, że z tym zespołem już wcześniej na poziomie Ligi C musiał się liczyć praktycznie każdy. W poprzednich sezonach Harcerska potrafiła jednak notować spektakularne wpadki, co zmieniło się tym razem, choć kapitan Filip Sobczak i tak przekonuje, że brązowy medal to wynik poniżej oczekiwań.

Filip Sobczak (Naprzód Harcerska): Oczywiście liczyliśmy na więcej, ale to miejsce jest dla nas sprawiedliwe. Celem były miejsca 1-2. To się niestety nie udało i jesteśmy bardzo rozczarowani, przez co nie możemy zaliczyć tego sezonu do udanych. Szkoda, że nie będziemy mogli zagrać w barażu, bo bardzo chcieliśmy udowodnić, że jesteśmy mocni w tym sezonie.

Czy taka ocena tego sezonu dla Harcerskiej może dziwić? I tak, i nie. Trzeba przyznać, że drużyna Filipa Sobczaka w tabeli ustąpiła dwóch pierwszych miejsc naprawdę mocnym rywalom. W starciu z Navitą przekonała się, gdzie leży różnica między drużyną potężną jak na C-ligowe warunki, a taką, która poziom prezentowany na Rydygiera przerasta o całkiem spory kawałek. Z drugiej strony, apetyty Harcerskiej musiała rozbudzić transferowa ofensywa, za sprawą której do drużyny latem dołączył przede wszystkim Damian Mondrzejewski. To on stanowił ogromne odciążenie dla Mateusza Urbańskiego. Pomimo iż „Osa” brał na swoje barki sporo zadań defensywnych, wykręcił drugie miejsce wśród najlepszych strzelców oraz asystentów swojego zespołu. Pokazał też, ile potrafi zrobić wsadzenie jednego doświadczonego zawodnika do drużyny, która ma potencjał, ale gra chaotycznie.

Patrząc na wyniki poszczególnych spotkań, brązowy medal dla Harcerskiej jest wynikiem sprawiedliwym. Drużyna Filipa Sobczaka przegrała z Navitą, zremisowała z RKS Huwdu, a poza tym ograła wszystkich głównych kontrkandydatów do medali. Jej sytuację w trakcie sezonu skomplikowała jedynie porażka z HI Norian, ale ostatecznie nie wpłynęła negatywnie na końcową pozycję. Już po sezonie okazało się również, że Naprzód Harcerska wiosną zawita do zreformowanej Ligi C, gdzie poziom gry powinien być już nieco wyższy. Kapitan drużyny przekonuje jednak, że tym razem można spodziewać się postawienia na stabilizację składu, bez spektakularnych ruchów kadrowych.

Filip Sobczak (Naprzód Harcerska): Odnośnie zrobionego przez nas postępu – oczywiście nie powiem tu nic odkrywczego. Przed sezonem udało mi się namówić do gry Damiana Mondrzejewskiego oraz Łukasza Lewczuka i oni robili różnicę na boisku. Teraz większych zmian nie planujemy. Od początku gramy podobnym składem dobrych znajomych i najważniejsze jest dla nas, żeby utrzymać ten zespół. Ewentualne wzmocnienia są na drugim planie.

Finalna trójka medalistów nie jest raczej ogromnym zaskoczeniem. Gdyby o typy kibiców zapytać przed sezonem, zapewne spory byłby procent tych, którzy typują Navitę, RKS Huwdu oraz Harcerską. Nieco większą niespodzianką jest jednak to, kto na wspomniane trio wywierał największą presję, ponieważ okazał się nim zespół z Ukrainy – Team-UA. Drużyna Aleksandra Małeckiego ma za sobą naprawdę świetny sezon. Punkty traciła wyłącznie z pierwszą trójką, zaś w pozostałych meczach zgarnęła komplet punktów. Pod jednym względem Ukraińcy nie zaskoczyli – nadal byli zespołem grającym mocno fizycznie, z którym walka niejednokrotnie nie należy do przyjemnych. Tym razem dołożyli jednak do tego jakość piłkarską, którą uosabiał przede wszystkim Dmytro Zhymbei. Ten 22-letni zawodnik w Futbol-Arenie debiutował już wiosną 2018 roku, ale dopiero teraz widzieliśmy go na boisku z taką regularnością i trzeba mu oddać – to głównie za jego sprawą Team-UA był tak blisko medalu. Nic więc dziwnego, że król strzelców Ligi C2 (30 goli) powalczy też w kategorii „Odkrycie sezonu”, gdzie jego rywalem będzie przedstawiciel piątej drużyny tabeli, Flotcampu.

Jeremi Zaremba (Flotcamp): Dla Flotcampu to był niezły sezon. Początki były trudne, a brak zgrania sprawił, że mecze z solidnymi ekipami, takimi jak Naprzód Harcerska czy Team-UA, zasłużenie przegraliśmy. Każdy kolejny mecz był coraz lepszy, gdyż w międzyczasie organizowaliśmy sparingi, na których nauczyliśmy się, jak ze sobą grać. To zaprocentowało w lidze, a punktem zwrotnym był mecz z WyczyscDywan.pl. Ze stanu 0:2 wyszliśmy na 3:2, w drużynie pojawiła się większa chemia i zaangażowanie. Kolejne spotkania były tym samym dla nas łatwiejsze. Szans nie mieliśmy tylko z nieosiągalną dla wszystkich Navita Team.

Flotcamp – obok Navity – był jedną z dwóch drużyn, która w swoim kształcie była debiutantem w Futbol-Arenie, choć patrząc na poszczególnych graczy – daleko jej do statusu nowicjusza. Tu także można było znaleźć zawodników z doświadczeniem w Lidze A, jak choćby kapitan zespołu, ale także Mateusz Parzyszek czy Patryk Skonecki. W przeciwieństwie do Navity, Flotcamp męczył się zdecydowanie bardziej – szybko zaliczył porażki z Harcerską oraz Team-UA i niemal przez cały sezon był zmuszony do pogoni za czołówką. Piąta pozycja i tak nie jest najgorsza, ponieważ w drużynie Jeremiego Zaremby pod względem indywidualności mieliśmy totalny misz-masz – oprócz naprawdę niezłych graczy także takich, którzy niebezpiecznie mocno brali sobie do serca, że grają w Lidze C. Czasami mogliśmy się przekonać, że z tej drużyny na pewno da się jeszcze wycisnąć więcej, ale bywały też momenty, gdy trudno było uwierzyć, że taki zespół może porwać się na medale już w tym sezonie. Nie powinno jednak dziwić, że kolejną kampanię Flotcamp rozpocznie z nadziejami na poprawę tego rezultatu.

Jeremi Zaremba (Flotcamp): Uważam, że Flotcamp to nie jest drużyna na chwilę. Wszyscy znamy się od wielu lat, nie jesteśmy nowym tworem, bo graliśmy już pod tą samą nazwą przez kilka lat, gdy powstały w Toruniu rozgrywki Playarena, około 2012 roku. W sezon wiosenny na pewno wejdziemy nastawieni bojowo – po naszym pierwszym sezonie wiemy, czego się spodziewać po tej lidze, wyniki dotychczas osiągane pozwalają sądzić, że stać nas na czołowe lokaty. Większych transferów w drużynie nie przewidujemy, nie mamy żadnych kłopotów z frekwencją, dobrze nam się ze sobą gra. Po co zmieniać coś, co dobrze działa?

Słowem wypada jeszcze wspomnieć o zespołach z miejsc 6-9, który śmiało można nazwać „Kwartetem zawiedzionych nadziei”. Gdyby któremukolwiek z tego grona przed sezonem zaproponować bowiem, że zajmie miejsce w tej strefie, zapewne każdy z nich by odmówił. W fatalnym stylu rozgrywki zakończył spadkowicz z Ligi B, czyli Time Marszałek Group. Drużyna, która miała bić się o medale, przez większość sezonu biła się głównie z własną frekwencją i jeśli wierzyć słowom jej kapitana, walkower oddany Navicie był ostatnim akcentem Marszałka w Futbol-Arenie. Najbliżej osłodzenia sobie rozgrywek w choć najmniejszym stopniu był WyczyscDywan.pl. Miało się tak stać za sprawą wygranej Damiana Kołodziejczyka w klasyfikacji strzelców, ale pomimo rewelacyjnej postawy „Koła” w końcówce sezonu, przegrał on rywalizację z Dmytro Zhymbeiem z Team-UA.

Bezbarwny sezon zanotowały z kolei HI Norian oraz Polishcolumbians, które latem dokonały ciekawych wzmocnień – może nie przyniosły one tak spektakularnego efektu jak w przypadku medalistów, ale mimo wszystko można było liczyć na nieco więcej. Tymczasem obie drużyny zaprezentowały bardzo nierówną formę, za sprawą której dochodziło do takich wyników jak remis zespołu Łukasza Uszyńskiego z TurboDoładowanymi (4:4) czy zawstydzająca porażka 0:10 z RKS Huwdu w wykonaniu krzewicieli postaci Pablo Escobara.

Zwycięzcy klasyfikacji indywidualnych

Król strzelców: Dmytro Zhymbei (Team-UA)

Najlepszy asystent: Marcin Tokarski (Navita Team)

Nominacje do nagród indywidualnych

Odkrycie sezonu: Mateusz Błaszkiewicz (Flotcamp) / Dmytro Zhymbei (Team-UA)

Zawodnik defensywny: Damian Mondrzejewski (Naprzód Harcerska) / Jeremi Zaremba (Flotcamp)

Bramkarz: Daniel Glinkowski (RKS Huwdu Reaktywacja) / Andrzej Saja (Navita Team)

MVP: Damian Rojewski (RKS Huwdu Reaktywacja) / Marcin Tokarski (Navita Team)

Inne artykuły

Leave a Reply