Sytuacja w Lidze A zmienia się niczym w kalejdoskopie. Przed tygodniem obwieściliśmy, że zespoły stanowiące dotychczas czołówkę zaczynają opanowywać sytuację, a tym razem żadna z ekip „wielkiej czwórki” nie wygrała więcej niż dwoma golami, a Galacticos ponieśli nawet porażkę. Po czterech kolejkach jedyną drużyną bez straty punktów jest Dynamik, który w hicie weekendu nie bez problemów pokonał Havanę 4:2. W ciekawie zapowiadającej się rywalizacji beniaminków Hacom wziął z kolei rewanż na Drewcach za wysoką porażkę z wiosny.

Hitem 4. kolejki miało być starcie broniącego tytułu Dynamika z pretendującą do zajęcia miejsca w ligowej czołówce Havaną. Ci, którzy zdecydowali się obejrzeć to spotkanie, nie mogli czuć się zawiedzeni, bowiem zespół Macieja Szymańskiego zagrał naprawdę mądrze, przez co należy rozumieć żelazną konsekwencję w defensywie. Faworyzowany Dynamik przeważał, niespecjalnie często pozwalał rywalom na kontry, ale dopiero w samej końcówce zdołał uzyskać przewagę, która pozwoliła na chwilę oddechu. Do 49. minuty rywalizacja toczyła się na względnym kontakcie.

Bartłomiej Granat (Dynamik Herring Toruń): Nie byłem zaskoczony tym, co pokazała Havana. To był dla nas bardzo ciężki mecz. Havana ma w składzie wybieganych i ambitnych chłopaków. Wiedzieliśmy, że wyjdą na nas bardzo zmotywowani, bardzo mądrze się bronili, a do tego groźnie kontrowali. Mimo wszystko myślę, że i tak byliśmy lepszą drużyną i zasłużenie wygraliśmy.

Zespół Dynamika po raz kolejny pokazał, z jak wielu stron w jego przypadku może płynąć zagrożenie dla przeciwnika. Łukasz Błaszkiewicz na pewno nie jest tym, na którego w pierwszej kolejności uważają rywale, ale to on zaraz po przerwie przeprowadził efektowną, samotną akcję, która pozwoliła mistrzom Polski wyjść na prowadzenie 2:1. Starcie z Havaną okazało się jednak show w wykonaniu Macieja Jankowskiego, który jako jedyny był w stanie regularnie szarpać w pojedynkę na tyle, by skutecznie rozrywać zasieki ustawione przed bramką Dawida Łopatowskiego.

Zwycięstwo nad Havaną dało też odpowiedź na pytanie, w jakiej kondycji psychicznej będzie Dynamik po powrocie z Ligi Mistrzów w Słowenii. Nie od dziś pojawiały się plotki, że mogą to być ostatnie akcenty w futbolu sześcioosobowym w wykonaniu wszechmistrzów z Torunia, choć od samej drużyny płynie jasny komunikat – na razie skupiamy się na kolejnych meczach w Futbol-Arenie.

Bartłomiej Granat (Dynamik Herring Toruń): Emocje po Lidze Mistrzów pomału już opadły, a więc myślę, że nie będziemy mieć teraz jakiegoś wielkiego problemu z motywacją. Mamy taką drużynę, która zawsze chce wygrywać. I tak będzie też w tym sezonie.

Łatwej przeprawy nie mieli także gracze Jakubskiego, którzy mogli oczekiwać nieco bardziej swobodnej przeprawy w rywalizacji z Em3dachem, który po czterech kolejkach na swoim koncie wciąż nie ma choćby punktu. Drużyna Macieja Gaszkowskiego pokazała jednak, że ma patent na Jakubskie, ponieważ urwała temu rywalowi punkty wiosną, a teraz była naprawdę blisko powtórzenia tego wyczynu. Wynik spotkania został ustalony jeszcze przed przerwą, ale i po zmianie stron nie brakowało okazji do zmiany rezultatu.

Bartosz Goszka (Jakubskie Toruń): Myślę, że wynik nie odzwierciedla przebiegu gry. Wiedzieliśmy, że Em3dach gra agresywnie i koncentruje się głównie na utrudnianiu gry. W drugiej połowie mimo prowadzenia dążyliśmy do strzelenia kolejnych bramek, ale brakowało nam precyzji.

Jakubskie po raz kolejny zdołało się zatem prześlizgnąć, ale nie sposób nie odnieść wrażenia, że w tym sezonie drużyna Radosława Goca nie powala formą. Być może uśpiło ją zaskakująco łatwe zwycięstwo nad Big Bulls, ponieważ w drugiej kolejce straciła punkty z Drewcami, a następnie dość długo męczyła się ze Stalami oraz Em3dachem, jednak potrafiła ostatecznie wygrywać te spotkania, dzięki czemu obecnie znajduje się na pozycji lidera i to ten fakt postara się podkreślać MVP starcia z „Dachami”.

Bartosz Goszka (Jakubskie Toruń): Faktycznie, nie wygląda to może tak jak w poprzednim sezonie, ale mam nadzieję, że będziemy się rozkręcać z meczu na mecz. Ostatnio ciężko nam zebrać optymalny skład w każdym meczu i to też może mieć wpływ na naszą postawę. Z pierwszych trzech kolejek tylko „Byki” chciały z nami grać otwartą piłkę i a w tym meczu zdobyliśmy siedem goli. Na pewno będzie nam ciężko grać z ekipami, które skupią się głównie na bronieniu, ale to też efekt naszej postawy w ostatnich sezonach. Możemy wygrywać każdy kolejny mecz jedną bramką, na koniec sezonu będą liczyć się punkty.

Nie były to pierwsze i nie ostatnie męczarnie faworyta, ponieważ 4. kolejkę otworzyło inne wyrównane starcie, tym razem z udziałem FC Extra Paintball. Zespołowi Tomasza Webera wysoko poprzeczkę zawiesili Klinowcy, którzy niemal do ostatniej akcji spotkania byli w grze o punkty. Drużyna Kamila Tarczykowskiego po raz kolejny zagrała ambitnie w obronie, jednak brakowało jej odpowiedniego planu na ofensywę, czego nie ułatwiła kontuzja Dariusza Cieplińskiego, który w trakcie rywalizacji próbował wrócić na boisko, jednak nie był w stanie dać takiej wartości, do jakiej przyzwyczailiśmy się w jego przypadku.

Kacper Mazerski (FC Extra Paintball): Taka postawa Klinowców nas nie zaskoczyła. JZK zrobili duży postęp, jeśli chodzi o swoją grę, co było widać chociażby w meczu z Dynamikiem. Co do naszej gry, to potrafimy grać dużo lepiej. Jestem pewny, że pokażemy to w następnych meczach i dalej będziemy liczyć się w walce o pudło.

To właśnie „Kiper” był w niedzielę bohaterem Extra Paintballu i chyba śmiało można powiedzieć, że „zrobił różnicę” na wagę trzech punktów. To on – nazwany przez kolegów z zespołu Kacprem „Pozerskim” – zaczął bramkową akcję Piotra Nowickiego od efektownej „dziurki” na prawym skrzydle, a w ostatniej minucie zachował chłodną głowę i sprytnie wykonał rzut wolny, by ustalić wynik na 3:1. Extra Paintball znów zatem nie zachwycił, ale zdołał wygrać po raz drugi z rzędu, dzięki czemu ma już tylko dwa punkty straty do trzeciej w tabeli Havany, choć rozgrywki zaczął przecież od niespodziewanej porażki z Huraganem.

Kacper Mazerski (FC Extra Paintball): Pierwszego rywala chyba za bardzo zlekceważyliśmy. Huragan pokazał nam, że bez walki można w tej lidze zgubić punkty z każdą drużyną. Galacticos, mecz na styku, szkoda, bo w końcówce mogliśmy zadać decydujący cios. Niestety, jak było widać, „nie dojechałem” w ostatniej akcji. Ciężko podać jedną przyczynę słabej gry. Mało nam wychodzi od początku sezonu. Dobrze, że udało się zdobyć parę bramek w trzecim meczu, poczuliśmy się pewniej. Myślę, że z meczu na mecz wygląda to coraz lepiej i w końcu wejdziemy w odpowiedni rytm i co najważniejsze – nie będziemy tracić punktów.

Tyle szczęścia, ile Jakubskie czy Extra Paintball, w ostatni weekend nie mieli już Galacticos. Oni mierzyli się z kolei ze Stalami Nierdzewnymi i nie ma wątpliwości, że przystępowali do meczu w roli faworyta, zwłaszcza po bardzo dobrym występie przeciwko Drewcom. Samo spotkanie dłuższymi fragmentami nie miało wybitnej historii – było po prostu mdłe. Ani Stale, ani Galacticos nie wykazywali przesadnej determinacji do strzelania goli, jakby dla obydwu ekip remis także był satysfakcjonującym wynikiem. Dopiero pod koniec spotkania „zaczęło pachnieć” golem dla Stali i właśnie wtedy zabójczy cios wyprowadził Mateusz Wróblewski. „Wróbel” stanął oko w oko z Jackiem Brończykiem, ale decydującą fazę przeprowadził jakby niezgrabnie – pozwolił, żeby piłka uciekła mu do prawej nogi, ale jednocześnie pokazał, że i tą stopą potrafi strzelać gole. Przewaga ustawiona przez Galacticos przy wyniku 1:2 zdała się na nic i po bardzo nijakim występie „Galaktyczni” ponieśli drugą porażkę w sezonie.

Podobny los do Galacticos spotkał FC Drewce, którzy po raz drugi z rzędu nie zdołali podnieść z boiska jakiegokolwiek punktu. Mecz z Hacomem zapowiadaliśmy jako rewanż za wiosnę, gdy w Lidze B późniejszy wicemistrz boleśnie ograł złotego medalistę. W tym spotkaniu najciekawsze, choć niekoniecznie godne pochwały, historie mieliśmy głównie pod względem spraw okołoboiskowych. Bardzo szybko za ostry faul na Jakubie Soszce z boiska wyleciał Anton Hartman, ale więcej korzyści wyniósł z tego Hacom, bowiem to on – pomimo gry w osłabieniu – rozpoczął strzelanie. Wyrównane spotkanie mieliśmy tylko przed przerwą – po zmianie stron zespół Radosława Zaleśkiewcza dość szybko odskoczył i zaczął kontrolować spotkanie, a największe emocje wzbudzały już wówczas głównie wymiany „uprzejmości” między zawodnikami obydwu ekip.

Radosław Zaleśkiewicz (Hacom Toruń): Mecz z Drewcami w naszym wykonaniu oceniam bardzo dobrze. Zagraliśmy ładnie i skutecznie z przodu oraz konsekwentnie w obronie, co przyniosło nam pewne i wysokie zwycięstwo. Dla niektórych miało ono zapewne jakiś specjalny wymiar, ale to bardziej przez indywidualne znajomości i chęć udowodnienia koledze, kto jest lepszy. Na pewno cieszy nas dodatkowo fakt, że udało się zrewanżować za mecz z poprzedniego sezonu.

Pomimo jednego zaległego meczu Hacom wyprzedził w tabeli swojego niedzielnego rywala, który do niedawna uchodził przecież za najpoważniejszego kandydata do rewelacji sezonu spośród beniaminków. W obozie Drewców po spotkaniu zaczęły wracać stare demony i wypada mieć nadzieję, że temu młodemu zespołowi w przeciągu tygodnia uda się unormować sytuację. Dużo spokojniej spać mogą gracze Hacomu, w przypadku których cały czas czekamy na jeszcze trudniejszych rywali, ale i na jeszcze mocniejszy skład, który mógłby ukazać pełnię potencjału drzemiącą w mistrzu Ligi B2 z wiosny.

Radosław Zaleśkiewicz (Hacom Toruń): Wszyscy jesteśmy bardzo zadowoleni z początku sezonu, aczkolwiek czujemy lekki niedosyt, że na mecz z Nankatsu nie mieliśmy optymalnego składu i musieliśmy wystawić „szpital” do gry. Jednak 6 punktów w pierwszych trzech meczach – jako beniaminek – uznajemy za dobry wynik. Moim zdaniem naszym plusem jest to, ze jesteśmy typowymi „świeżakami” w Lidze A i nie ciąży na nas żadna presja, a jedyne co możemy zrobić, to pozytywnie zaskoczyć, do czego postaramy się doprowadzić.

Inne artykuły

Leave a Reply